Izrael Shahak: Żydowskie dzieje i religia – Talmud i
mechanizmy obronne
TOTALITARNA HISTORIA
Izrael Szahak
Była wszakże jedna dziedzina, wobec której nie wolno było
żydom pozostawać obojętnymi – chodzi o pisma, w których
chrześcijanie atakowali wersety Talmudu i literatury
talmudycznej o charakterze antychrześcijańskim, albo
ogólniej, wymierzone przeciwko gojom. Warto nadmienić, że
kwestie te pojawiły się w dziejach stosunków
żydowsko-chrześcijańskich stosunkowo późno, bo dopiero w
XIII stuleciu. (Wcześniej autorzy chrześcijańscy atakowali
judaizm, posługując się bądź argumentami biblijnymi, bądź
bardziej ogólnymi, i to tak, jakby byli kompletnymi
ignorantami, jeśli chodzi o Talmud). Kampania chrześcijan
przeciw Talmudowi została prawdopodobnie wszczęta z chwilą
przejścia na chrześcijaństwo części żydów oczytanych w
Talmudzie i prawdziwie zafascynowanych filozofią
chrześcijańską, zwłaszcza jej arystotelesowskim (a więc
uniwersalnym) charakterem.
Trzeba na wstępie przyznać, że zarówno Talmud, jak i pisma
talmudyczne – choć przesiąknięte są negatywnym nastawieniem
wobec nie-żydów, czym zajmiemy się obszerniej w rozdziale V
– zawierają szereg szczególnie obraźliwych stwierdzeń i
przypowieści skierowanych wyraźnie przeciwko
chrześcijaństwu.
Przykładowo, nie szczędząc obelżywych insynuacji
dotyczących życia seksualnego Jezusa, Talmud stwierdza
ponadto, iż Jezus będzie za
karę gotować się w piekle zanurzony w ekskrementach –
takie stwierdzenie znalazło się w Talmudzie z pewnością nie
po to, by pozyskać dlań sympatię pobożnych chrześcijan. Albo
inny ustęp, w którym nakazuje się
żydom, by palili – koniecznie w miejscu publicznym – każdy
egzemplarz Nowego Testamentu, jaki wpadnie im w ręce. (Nakaz
ten jest nie tylko aktualny, ale nadal praktykowany; i tak,
23 marca 1980 roku spalono w Jerozolimie, ceremonialnie i
publicznie pod auspicjami Jad Le’achim, żydowskiej
organizacji religijnej, subsydiowanej przez izraelskie
Ministerstwo d/s Wyznań, setki egzemplarzy Nowego
Testamentu).
W każdym razie, silny i dobrze przygotowany atak na judaizm
talmudyczny rozpoczął się w Europie już w XIII wieku.
Abstrahując od ignoranckich kalumni i oszczerstw rzucanych
przez nieoświeconych mnichów z małych prowincjonalnych
miasteczek, skupmy się na serii uczonych dysput, toczonych
na najznakomitszych uniwersytetach europejskich i
prowadzonych w sposób na tyle uczciwy, na ile pozwalała
ówczesna wiedza.
Jaka była żydowska – a raczej rabiniczna – riposta?
Najprostsza polegała na użyciu od dawna wypróbowanej broni,
mianowicie przekupstwa i wpływów. W owych czasach w
większości krajów europejskich za pomocą łapówki można było
załatwić dowolną sprawę. Zasada ta nigdzie nie była tak
rozpowszechniona jak w Rzymie epoki renesansowych papieży. W
1480 roku, za panowania papieża Sykstusa IV, opublikowano
„Editio Princeps” do kompletnego Kodeksu Prawa Talmudycznego
oraz „Miszne Tora” Majmonidesa – księgi, w której roiło się
nie tylko od obraźliwych napaści na innowierców, lecz także
od napastliwych ataków wymierzonych przeciw chrześcijaństwu
i samemu Jezusowi (za każdym razem po użyciu imienia Jezus
autor dodawał: „Niechaj sczeźnie imię tego niegodziwca”).
Warto może nadmienić, że papież Sykstus IV był człowiekiem
nadzwyczaj aktywnym politycznie, mającym nieprzerwanie pilne
potrzeby finansowe. (Kilka lat wcześniej opublikowano w
Rzymie jedyne „pełne” wydanie „Złotego osła” pióra
Apulejusza, zawierające ostre ataki na chrześcijaństwo.)
Aleksander VI Borgia był pod tym względem również niezwykle
liberalny.
Nawet w owej epoce, ale także i wcześniej, istniały kraje, w
których od czasu do czasu wybuchały fale antytalmudycznych
prześladowań. Jednakże bardziej konsekwentna i zakrojona na
szerszą skalę napaść pojawiła się wraz z nadejściem
reformacji i kontrreformacji, które wymusiły na
chrześcijańskich uczonych większą uczciwość intelektualną,
jak również lepszą znajomość hebrajskiego. Począwszy od
wieku XVI, w niektórych krajach cała literatura talmudyczna,
włącznie z samym Talmudem, podlegała chrześcijańskiej
cenzurze. W Rosji trwało to aż do 1917 roku. Niektórzy
cenzorzy, jak na przykład w Holandii, byli dość liberalni,
inni znowu zawzięci i srodzy; obraźliwe wersety musiały być
usuwane bądź modyfikowane.
Wszystkie współczesne studia nad judaizmem, a szczególnie te
dokonywane przez żydów, wywodzą się z tamtego konfliktu, i
do dziś dnia noszą wyraźnie jego ślady: kłamstwo,
apologetyczne bądź napastliwe polemiki, obojętność a czasem
wręcz wrogość wobec dążenia do prawdy. Prawie wszystkie tzw. żydowskie
studia nad judaizmem od tamtego okresu aż
po dzień dzisiejszy są polemikami z wrogiem zewnętrznym, a
nie rozważaniami nad wewnętrzną naturą samego zjawiska.
Zauważmy, że takie podejście do historiografii cechowało
wszystkie znane społeczeństwa (za wyjątkiem starożytnych
Greków, u których pierwsi liberalni historycy atakowani byli
przez późniejszych sofistów za nie dość głęboki
patriotyzm!). Tak samo postępowali pierwsi historycy
katoliccy i protestanccy, polemizując między sobą. Podobnie
było z pierwszymi europejskimi historiami narodowymi,
przesiąkniętymi do cna skrajnym nacjonalizmem i pogardą dla
narodów ościennych. Jednakże prędzej czy później pojawiły
się próby zrozumienia własnych adwersarzy religijnych czy
narodowych, a wraz z nimi tendencje do poddawania wnikliwej
krytyce pewnych ważnych aspektów własnej historii; oba te
kierunki istniały równocześnie. Historiografia – jak to
zgrabnie określił Pieter Geyl –
powinna być „niekończącym się sporem”, a nie ciągiem wojen i
konfliktów.
Prawdziwą jest tylko historiografia aspirująca do
poprawności i prawdy; staje się ona dzięki temu potężnym
instrumentem humanizmu i samokształcenia.
Z tego właśnie powodu współczesne reżymy totalitarne
przepisują historię bądź karzą swoich historyków.
Totalitarną historię pisze się niejako na zamówienie
totalitarnego społeczeństwa, bo tworzenie historii
totalitarnej nie odbywa się pod przymusem wywieranym z góry,
lecz przeciwnie, pod presją dołu, która jest o wiele
bardziej skuteczna. Coś takiego stało się właśnie z historią
żydowską. Jej totalitarność stanowi dla nas podstawową
przeszkodę.
MECHANIZMY OBRONNE
Jakich mechanizmów (prócz łapówek) używali żydzi do
odpierania ataków na Talmud i pozostałą literaturę
religijną? Można tu wymienić szereg metod, z których każda
rodzi poważne konsekwencje odbijające się na aktualnej
polityce Izraela. Być może częste posługiwanie się
analogiami do ruchów „beginistycznych” czy „syjonistycznych”
jest dla kogoś nużące, jednak uważnemu, znającemu realia
Bliskiego Wschodu czytelnikowi takie skojarzenia cisną się
na myśl same.
Pierwszy mechanizm, który chciałbym omówić, nazwijmy:
„potajemny bunt i jawne posłuszeństwo”. Jak już zaznaczyłem,
presja zewnętrzna była tak ogromna, iż wersety Talmudu,
które otwarcie atakowały chrześcijaństwo bądź nie-żydów,
musiały być albo usunięte, albo zmienione. A oto co w takiej
sytuacji uczyniono: niektóre, te najbardziej obraźliwe
fragmenty zostały rzeczywiście fizycznie usunięte z
wszystkich pism publikowanych w Europie począwszy od połowy
wieku XVI. W innych ustępach znajdujące się w oryginalnych
manuskryptach i starodrukach, a także w wydaniach
publikowanych w krajach muzułmańskich, wyrażenia takie jak:
„innowierca”, „nie-żyd”, „obcy” (goy, eino yehudi, nokhri) –
zostały zastąpione takimi słowami jak: „bałwochwalca”,
„poganin” czy nawet Kananejczyk lub Samarytanin. Użycie tych
określeń mogło być od biedy usprawiedliwione, jednakże
żydowscy czytelnicy dobrze wiedzieli, że są to jedynie
eufemizmy oryginalnych pojęć.
W miarę jak nasilały się ataki, obrona stawała się coraz
bardziej wyszukana, co prowadziło niejednokrotnie do
tragicznych skutków. W pewnych okresach rosyjskiego caratu
cenzura się zaostrzała i domyśliwszy się prawdziwego
znaczenia terminów zastępczych zakazywała ich używania
również. W tej sytuacji władze rabiniczne zastępowały
drażliwe słowa innymi, jak np: „Arab” czy „muzułmanin” (w
języku hebrajskim słowo Yishma’eli oddaje oba znaczenia)
albo niekiedy „Egipcjanin”, spodziewając się, i słusznie, że
carski cenzor nie dopatrzy się w nich niczego zdrożnego.
Równocześnie w formie manuskryptu krążyły w obiegu wykazy
„Talmudycznych przeoczeń”, w których wyjaśniano prawdziwe
znaczenie nowych pojęć i wskazywano wszystkie „przeoczenia”.
Strona tytułowa każdego tomu literatury talmudycznej
poprzedzona była oświadczeniem, w którym zastrzegano
uroczyście, czasem wręcz pod przysięgą, że wszelkie
obraźliwe epitety znajdujące się w piśmie skierowane są
wyłącznie przeciwko „bałwochwalcom” starożytnym bądź
wymarłym już plemionom Kananejczyków, w żadnym jednak
wypadku nie są one wymierzone przeciwko „ludziom, których
ziemię teraz zamieszkujemy”. Wkrótce po podbiciu Indii przez
Brytyjczyków rabini wpadli na przebiegły pomysł i zaczęli
głosić, iż wszelakie określenia odbierane jako obraźliwe
używane są wyłącznie w odniesieniu do Hindusów. Za chłopców
do bicia służyli także niekiedy australijscy Aborygeni.
Widać więc jasno, że od początku do końca były to rozmyślne
kłamstwa. Po ustanowieniu Izraela, gdy rabini poczuli się
już bezpiecznie, wszystkie te szkalujące i obraźliwe wersety
zostały bez wahania przywrócone we wszystkich nowych
edycjach pism. (W związku z ogromnymi kosztami, jakich
wymaga druk nowych wydań, znaczną część literatury
talmudycznej, jak również sam Talmud przedrukowywuje się ze
starych edycji. Z tego właśnie powodu wydano w Izraelu
popularną, a więc tanią wersję „Talmudycznych przeoczeń”,
zatytułowaną „Hesronot Szas”). W ten sposób można bez
skrępowania czytać – a żydowskie dzieci są tego uczone w
szkołach – wersety, w których nakazuje się, by każdy żyd
przechodząc obok cmentarza, na którym znajdują się groby
żydów, wypowiadał słowa błogosławieństwa, przeklinając
równocześnie od najgorszych matki spoczywających na
cmentarzu nie-żydów. W starych wydaniach przekleństwo było
pominięte, albo zastępowano je jakimś synonimem określenia
„nie-żyd”. W nowej izraelskiej edycji pod redakcją rabina
Adina Steinsalza (do której dołączono objaśnienie po
hebrajsku i przypisy do aramejskiej części tekstu, aby
szkolni uczniowie nie mieli żadnych wątpliwości) przywrócono
niedwuznaczne pojęcia „goj” i „obcy”.
Pod wpływem nacisków z zewnątrz rabini chytrze usunęli lub
zmodyfikowali pewne wersety, nie zmieniając jednak ich
oryginalnego znaczenia. Jest faktem
niezbitym, i o tym muszą pamiętać wszyscy, żydzi i
nie-żydzi, że na przestrzeni wielu wieków nasze totalitarne
społeczeństwo stworzyło barbarzyński, wręcz nieludzki sposób
zatruwania umysłów swoich własnych członków, i pod tym
względem nic się do dzisiaj nie zmieniło. (Nie
da się tego postępowania wytłumaczyć wyłącznie reakcją na
antysemityzm i prześladowania żydów; są to nikomu
niepotrzebne akty barbarzyństwa, popełniane przez jednych
ludzi wobec innych. Pobożny żyd, który przyjechał po raz
pierwszy, powiedzmy, do Australii, przechodząc, dajmy na to,
obok cmentarza dla Aborygenów musi – gdyż jest to jego
obowiązkiem wobec Boga – przekląć matki pochowanych tam
ludzi).
Bez uświadomienia sobie tych ważnych faktów społecznych
wszyscy stajemy się współwinnymi oszustwa i współsprawcami
procesu zatruwania umysłów, tak obecnego, jak i przyszłych
pokoleń, biorąc na siebie wszystkie tego konsekwencje.
OSZUSTWO TRWA
Współcześni uczeni judaiści nie tylko te oszustwa
kontynuują, lecz na dodatek przy użyciu wypróbowanych metod
rabinicznych „udoskonalają”, zarówno gdy chodzi o ich
zuchwałość, jak i stopień zakłamania. Pominę tutaj różne
historyczne wywody na temat antysemityzmu, jako nie warte
poważnych rozważań, podam zaś trzy przykłady szczegółowe i
jeden ogólny współcześnie dokonywanych oszustw.
W 1962 roku opublikowana została część wspomnianego
uprzednio kodeksu Majmonidesa, nazywana Księgą Wiedzy.
Zawiera ona podstawowe zasady żydowskiej wiary i praktyki.
Księga ta ukazała się w wydaniu dwujęzycznym – na jednej
stronie znajduje się tekst hebrajski, na sąsiedniej jego
angielskie tłumaczenie. Tekst hebrajski odtworzony został w
jego oryginalnym brzmieniu, włącznie z
nakazem eksterminacji niewiernych żydów: „Obowiązkiem jest
tępienie ich własnymi rękoma”.
W tłumaczeniu angielskim tekst ten został nieco zmiękczony i
brzmi następująco: „Obowiązkiem jest poczynić wszelkie
możliwe kroki, aby ich zniszczyć”. Dalej
tekst hebrajski podaje listę tych, których należy rozumieć
pod pojęciem „niewiernych”, a którzy mają zostać wytępieni:
„Jezus z Nazaretu i jego uczniowie, oraz Tzadoq i Baitos,
wraz ze swoimi uczniami, niechaj imię tych niegodziwców
zniknie z powierzchni ziemi”. W
angielskim przekładzie na stronie obok nie ma w ogóle tego
zdania. Co więcej, pomimo iż książka ta cieszy się w kręgach
uczonych z krajów anglojęzycznych znaczną popularnością, i
żaden z nich, o ile mi wiadomo, nie zaprotestował przeciwko
temu jawnemu fałszerstwu.
Drugi przykład pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, i znowu
chodzi o angielski przekład księgi Majmonidesa, który, jak
wiadomo, prócz zajmowania się kodyfikacją Talmudu, parał się
filozofią, i jego Przewodnik błądzących jest słusznie
uważany za jedną z najważniejszych prac na temat żydowskiej
filozofii religijnej i dzięki temu szeroko znany nawet
dzisiaj. Tak się niefortunnie składa, że Majmonides nie
tylko miał niechętny stosunek do chrześcijan i nie-żydów,
lecz był także rasistą występującym przeciwko Czarnym. Pod
koniec swego „Przewodnika” w jednym z głównych jego
rozdziałów (część III, rozdział 51) Majmonides opisuje, jak
to poszczególne ludy i narody mogą uzyskać (bądź nie)
prawdziwe błogosławieństwo Boże. Pośród tych, którzy nie
zasługują na taki zaszczyt, są:
Niektórzy Turkowie, to jest przedstawiciele rasy
mongolskiej i nomadzi z północy, a także Czarni i
nomadzi z południa, oraz ci, którzy żyją w naszym
klimacie, lecz są do nich podobni. Z usposobienia
przypominają pozbawione mowy zwierzęta, i moim zdaniem
nie zasługują oni na miano istot ludzkich. Ich prawdziwe
miejsce na tym świecie znajduje się gdzieś poniżej
ludzi, a powyżej małp, bowiem z wyglądu bardziej podobni
są do człowieka niż do małpy.
Co zrobić z takim wersetem, zamieszczonym w najważniejszym,
najbardziej fundamentalnym piśmie judaizmu? Spojrzeć
prawdzie w oczy i ponieść tego konsekwencje? Boże broń!
Przyznać (tak jak by to zrobiła w podobnych okolicznościach
większość uczonych chrześcijańskich), że najwyższe
autorytety żydowskie miały nienawistny stosunek do Murzynów,
i w ten sposób starać się skorygować ich punkt widzenia? Nic
podobnego! Mogę sobie nawet wyobrazić, jak żydowscy uczeni z
USA naradzali się w tej sprawie między sobą, „Coś powinniśmy
zrobić – chodzi o to, że znajomość hebrajskiego wśród
amerykańskich żydów jest coraz gorsza, książka więc musi się
ukazać w tłumaczeniu angielskim.”
Nie wiem, czy to na drodze konsultacji, czy z czyjejś
indywidualnej inicjatywy, znaleziono „idealne” rozwiązanie:
w popularnym tłumaczeniu Przewodnika dokonanym przez
Friedlandera, które po raz pierwszy ukazało się w 1925 roku
i od tego czasu było wielokrotnie wznawiane, także w
wydaniach kieszonkowych, hebrajskie słowo oznaczające
Murzynów zostało zwyczajnie „zangielszczone” i po
transliteracji wygląda ono tak: Kushites.
Słowo to dla osób nie posługujących się hebrajskim, jak
również dla tych, którym rabini nie udzielili specjalnego
„ustnego” objaśnienia, nie znaczy nic. Przez te wszystkie
lata nikt nie zakwestionował ani tego oszustwa, ani jego
społecznych konsekwencji – pomyśleć, że działo się to w
czasach całej tej ekscytacji kampanią Martina Luthera Kinga,
popieraną nie tylko przez rabinów, ale i inne czołowe
osobistości żydowskie, a przecież przynajmniej niektórzy z
nich musieli być świadomi rasistowskiego, antymurzyńskiego
nastawienia obecnego w ich żydowskiej tradycji.
Można więc dojść do logicznego wniosku, że albo popierający
Martina Luthera Kinga rabini byli rasistami i popierali go
taktycznie, w „żydowskim interesie” (pragnąc, aby
amerykańscy Murzyni udzielili z kolei poparcia żydom i
Izraelowi), albo byli zdeklarowanymi hipokrytami, na poły
schizofrenikami, zdolnymi do błyskawicznego przechodzenia ze
stanu wściekłej nienawiści rasowej do stanu głębokiego
zaangażowania w walkę z rasizmem – tam i z powrotem, tam i z
powrotem…
Trzeci przykład pochodzi ze znacznie mniej uczonej – i z
tego właśnie powodu szalenie popularnej – pracy Leo Rostena
„Radości jidysz”. Napisana z sercem, opublikowana po raz
pierwszy w USA w 1968 roku, miała od tego czasu wiele
wznowień, w tym kilka w wydawnictwie Penguin. Jest to rodzaj
słownika języka jidysz, zawierającego słowa często używane
przez żydów, a nawet nie-żydów, w krajach anglojęzycznych.
Każde hasło opatrzone jest szczegółową definicją, mniej lub
bardziej zabawną anegdotą ilustrującą jego użycie, a także
etymologią wyjaśniającą, z jakiego języka dane słowo
przedostało się do jidysz oraz co w tym oryginalnym języku
oznacza. Hasło szajgec, oznaczające w
podstawowym znaczeniu „nieżydowskiego chłopca lub młodego
mężczyznę”, jest wyjątkiem: w miejscu, gdzie powinna być
podana jego etymologia, napisano tajemniczo „pochodzenia
hebrajskiego”, bez podania oryginalnej pisowni i znaczenia w
tym języku. Jednakże pod słowem sziksa – żeński odpowiednik
szajgec – autor podaje oryginalne słowo z hebrajskiego
szekec oraz jego pierwotne hebrajskie znaczenie: „skaza,
plama”. Jest to obrzydliwe kłamstwo, wie o tym każdy mówiący
po hebrajsku.
Współczesny słownik hebrajsko-angielski Megiddo,
opublikowany w Izraelu, definiuje znaczenie słowa szekec prawidłowo,
jako „brudne zwierzę; ohydna kreatura,
paskudztwo (prawidłowa wymowa: szajgec), łajdak, kanalia,
niegrzeczny smarkacz; młodociany goj”.
I wreszcie przykład ostatni, najbardziej ogólny, a przez to
chyba bardziej poruszający niż poprzednie. Dotyczy on
stanowiska ruchu chasydzkiego wobec nie-żydów. Chasydyzm jako
ruch będący kontynuacją (i deprecjacją!) żydowskiego
mistycyzmu jest wciąż ruchem żywym, mającym setki tysięcy
wyznawców, fanatycznie oddanych swym „świętym rabinom”, z
których spora część uzyskała w Izraelu bardzo wpływową
pozycję polityczną, zarówno wśród liderów partii
politycznych, jak i – może nawet jeszcze bardziej – w
dowództwie izraelskiej armii.
A zatem w jaki sposób ruch ten odnosi się do gojów? Jako
przykładem posłużmy się tu fundamentalną księgą ruchu Habbad,
jednego z najważniejszych odłamów chasydyzmu, zatytułowaną Hatanja. Według
tej księgi wszyscy nie-żydzi
są stworami na wskroś szatańskimi, „w których nie ma nic
dobrego”. Nawet embrion żyda różni się jakościowo od
embrionu goja. Samo istnienie nie-żydów nie ma najmniejszego
sensu, podczas gdy wszystko, co zostało stworzone na Ziemi,
ma służyć wyłącznie dobru żydów.
Księga ta rozeszła się w ogromnym nakładzie, a zawarte w
niej poglądy są nadal propagowane w licznych rozprawach
spadkobiercy „Fuhrera z Habbadu”, tak zwanego rabina z
Lubawicza, M. M. Schneurssohna, który ze swej nowojorskiej
kwatery przewodzi tej potężnej Światowej organizacji.
Poglądy te szerzone są wśród społeczeństwa Izraela, głównie
poprzez system szkolnictwa i wojsko. (Zdaniem Szulamita
Aloni, członka Knesetu, propaganda Habbadu nasiliła się
szczególnie w marcu 1978 roku, w okresie poprzedzającym
izraelską inwazję na Liban. Jej celem było nakłonienie
izraelskich lekarzy i pielęgniarek, by nie udzielali pomocy
medycznej rannym nie-żydom. To przypominające czasy nazizmu
zalecenie dotyczyło nie tylko Arabów czy Palestyńczyków,
lecz wszystkich nie-żydów, czyli goyim.)
Gorącym zwolennikiem Habbadu był eks-prezydent Izraela
Szazar, który podobnie jak wielu innych czołowych polityków
amerykańskich oraz izraelskich (pod wodzą premiera Begina)
otwarcie i z zapałem ruch ten popierał. Dzieje się tak
pomimo wyjątkowej niepopularności rabina z Lubawicza,
którego w Izraelu mocno krytykuje się m.in. za to, że
odmawia kategorycznie przyjazdu do Ziemi Świętej, nawet na
krótko, pozostając z jakichś tajemniczych i
„mesjanistycznych” powodów w Nowym Jorku, gdzie znany jest
powszechnie ze swego antymurzyńskiego nastawienia.
Otwarte poparcie dla Habbadu ze strony wielu czołowych
postaci politycznych zawdzięczać należy – pomimo tych
pragmatycznych trudności – obłudzie i zakłamaniu niemal
wszystkich autorów prac na temat chasydyzmu i jego odłamu
Habbad, zwłaszcza zaś tych, którzy pisali bądź piszą w
języku angielskim. Przemilczają oni jaskrawe dowody ze
starych tekstów chasydzkich, a także wynikające zeń ich
współczesne implikacje polityczne. Rzuca się to w oczy nawet
przypadkowemu czytelnikowi izraelskiej prasy
hebrajskojęzycznej, na której łamach wspomniany rabin i inni
przywódcy chasydzcy publikują nieustannie przepojone
nienawiścią nawoływania do krucjaty przeciwko Arabom.
Głównym mistyfikatorem, i zarazem doskonałym przykładem
skuteczności stosowania kłamstwa, jest Martin Buber. Jego
liczne publikacje są jedną wielką pochwałą całego ruchu
chasydzkiego (włącznie z Habbadem), bez żadnej wzmianki o
tym, jak prawdziwa doktryna chasydyzmu odnosi się do
nie-żydów.
Zbrodnia fałszerstwa jest tym większa z uwagi na fakt, iż
Buberowska pochwała chasydyzmu opublikowana została po raz
pierwszy w Niemczech w okresie narastania niemieckiego
nacjonalizmu i dochodzenia nazistów do władzy. Buber z
jednej strony ostentacyjnie krytykował nazizm, z drugiej zaś
sam gloryfikował ruch wyznający i nauczający podobnej
doktryny – równie wrogiej wobec nie-żydów jak ideologia
nazistowska wobec żydów. Można się spierać, czy w związku z
tym, że siedemdziesiąt albo pięćdziesiąt lat temu chasydzcy
żydzi byli ofiarami, powinno im się wybaczać te „niewinne
kłamstewka”.
Jednakże konsekwencje owych „kłamstewek” są nieobliczalne.
Prace Bubera zostały przetłumaczone na hebrajski, uczyniono
z nich potężne narzędzie hebrajskiego systemu edukacji w
Izraelu, wzmocniły one władzę i wpływy „żądnych krwi”
liderów chasydzkich, a tym samym w istotny sposób
przyczyniły się do powstania w tym kraju szowinizmu i
nienawiści wobec nie-żydów.
Myśląc o tysiącach rannych, którzy zmarli tylko dlatego, że
sanitariuszki izraelskiej armii – właśnie pod wpływem
propagandy chasydzkiej – odmówiły ich ratowania, pamiętajmy,
że brzemię tej śmierci leży także na barkach Martina Bubera.
Muszę podkreślić, że w swych pochwałach pod adresem
chasydyzmu nie miał Buber pośród żydowskich uczonych sobie
równego, zwłaszcza wśród autorów piszących po hebrajsku
(albo niegdyś w jidysz) czy nawet w innych językach
europejskich, tyle że dla odbiorców żydowskich. Był taki
okres, kiedy w interesie samych żydów chasydyzm dość mocno,
i to w sposób uzasadniony, krytykowano. Krytyka ta dotyczyła
głównie mizoginizmu (bardziej nawet skrajnego niż u
ortodoksyjnych żydów), folgowaniu sobie w używaniu alkoholu,
fanatycznego wręcz kultu „Świętych rabinów”, cadyków, którzy
od swych zwolenników wyciągali pieniądze, ich chorobliwej
przesądności, a także paru i innych brzydkich cech. Jednakże
kłamliwy i sentymentalny romantyzm Bubera trafił na
wyjątkowo podatny grunt, zwłaszcza w USA i Izraelu, ponieważ
współgrał z nutą totalitarnego podziwu dla „wszystkiego, co
prawdziwie żydowskie”, a także dlatego, że pewne koła
lewicowe, na które Buber miał ogromny wpływ, przyswoiły
sobie jego punkt widzenia.
Buber nie był w swych poglądach osamotniony, choć w mojej
opinii był prawdziwym mistrzem propagowania zła. Nikt też
nie miał takiego wpływu na innych jak on. Był na przykład
taki Jehezkiel Kaufman, wpływowy socjolog i biblista,
zwolennik ludobójstwa na podobieństwo tego, które opisano w
Księdze Jozuego; był filozof idealista Hugo Szmuel Bergman,
który jeszcze w latach 1914- 15 orędował „Za wysiedleniem
Palestyńczyków do Iraku”, było wielu innych. Wszyscy ci na
pozór „pokojowo” nastawieni osobnicy posługiwali się
ideologiami, którymi można było manipulować w najbardziej
antyarabski sposób. Wszyscy mieli skłonności do pewnego typu
religijnego mistycyzmu, który wręcz zachęca do szerzenia
kłamstwa.
Wszyscy wydawali się przyzwoitymi, łagodnymi ludźmi, którzy
nawet propagując ludobójstwo, rasizm czy wysiedlanie całych
narodów, sprawiali przy tym wrażenie istot niezdolnych do
skrzywdzenia muchy; dlatego właśnie skutki ich działalności
są tak dotkliwe.
Tej gloryfikacji antyhumanizmu, głoszonej nie tylko przez
rabinów, lecz również przez ludzi uważanych za największe
autorytety naukowe w dziedzinie judaizmu, trzeba się ostro
przeciwstawić. Tym współczesnym spadkobiercom fałszywych
proroków i nieuczciwych duchownych – nawet jeśli mielibyśmy
ściągnąć na siebie wrogość wszystkich mieszkańców Izraela i
większości żydów z krajów takich jak Stany Zjednoczone –
należy przypominać ostrzeżenie Lukrecjusza, że nawet pomimo
tego, co głoszą przywódcy religijni, trzeba zachować
wierność własnym sądom: Tantum religio potuit suadere
malorum (Religia też może spowodować wiele zła).
Religia, wbrew słowom Marksa, nie zawsze jest opium dla
ludu, niekiedy jednak może się nim stać, gdy wykorzystuje
się ją do niecnych celów, wypaczając i fałszując jej
prawdziwą naturę. Uczonych i duchownych, którzy się takiego
zadania podejmują, porównać można do przemytników opium.
Powyższa analiza prowadzi do innej, znacznie ogólniejszej
konkluzji na temat najskuteczniejszych i najstraszliwszych
środków służących czynieniu zła, popełnianiu oszustw i
fałszerstw oraz – bez brudzenia sobie nimi rąk –
demoralizowaniu całego narodu i nakłanianiu go do
represjonowania i mordowania innych ludzi. (Nie ma
wątpliwości, że za najokropniejsze zbrodnie popełniane na
Zachodnim Brzegu Jordanu odpowiedzialny jest żydowski
fanatyzm religijny.)
Większości z nas najgorszy totalitaryzm kojarzy się z
przymusem fizycznym. Wniosek ten wypływa poniekąd z lektury
książki Orwella Rok 1984, w której przedstawiony jest
właśnie taki system.
Moim zdaniem jest to pogląd ze wszech miar chybiony. Rację
zaś ma Izaak Asimov, w którego powieściach science-fiction
najgorszą formą opresji jest (zawsze) przymus wewnętrzny,
psychiczny.
Ta forma opresji jest dla natury ludzkiej najbardziej
niebezpieczna.
W odróżnieniu od uległych akademików z okresu stalinizmu,
rabinom – a tym bardziej grupie krytykowanych tu uczonych, a
także towarzyszącej im armii cichych popleczników, takich
jak pisarze, dziennikarze, działacze społeczni, którzy
prześcigają ich w kłamstwach – nie grozi wcale śmierć czy
pobyt w łagrze, lecz co najwyżej presja społeczna. Kłamią z
pobudek patriotycznych, uważając, że oszukiwanie jest ich
obowiązkiem, bronią bowiem w ten sposób interesu
żydowskiego. Są więc „kłamcami patriotycznymi” i ten sam
„patriotyzm” każe im milczeć w obliczu dyskryminacji czy
prześladowań Palestyńczyków.
Skupmy się teraz na innym przypadku grupowej lojalności.
Jej istota polega na tym, ze pochodzi ona niejako „z
zewnątrz”, spoza grupy, przez co może być jeszcze bardziej
szkodliwa. Bardzo wielu nie-żydów (w tym również
chrześcijańscy duchowni i ludzie świeccy, a także marksiści
z rozmaitych ugrupowań) utrzymuje, iż jednym ze sposobów
„odpokutowania” za prześladowanie żydów jest nie tylko
przemilczanie popełnianego przez nich zła, ale co więcej,
uczestniczenie w owych „niewinnych kłamstewkach”. Stąd
jakiekolwiek protesty przeciwko dyskryminacji Palestyńczyków
bądź wskazywanie na te fragmenty żydowskiej religii czy
przeszłości, które są sprzeczne z „przyjętą wersją”,
spotykają się z brutalnymi oskarżeniami o antysemityzm (zaś
w przypadku żydów – o „nienawiść do samych siebie”).
Oskarżycielami, i to znacznie bardziej zaciekłymi, nie są
tym razem żydzi, lecz ich nieżydowscy przyjaciele. To
właśnie dzięki istnieniu tych grup, szczególnie w USA (a
także w innych krajach anglojęzycznych), oraz dzięki ich
ogromnym wpływom udaje się rabinom i innym uczonym żydowskim
propagować kłamstwa judaizmu nie tylko bez najmniejszego
sprzeciwu, lecz wręcz z ich pomocą i przyzwoleniem.
Wielu dotychczasowych zdeklarowanych przeciwników stalinizmu
znalazło sobie nowego „idola”, jakim jest żydowski rasizm i
fanatyzm religijny; popierają go z większą żarliwością i
zakłamaniem niż zwolennicy stalinizmu popierali niegdyś
system totalitarny w ZSRR. Jakkolwiek zjawisko ślepego,
iście „stalinowskiego” poparcia dla wszelkiego zła, byle
tylko było ono pochodzenia żydowskiego, zaczęło znacznie
przybierać na sile od 1945 roku, a więc od momentu
ujawnienia całej prawdy o eksterminacji żydów, nie znaczy to
jednak, że wtedy właśnie powstało. Przeciwnie, ma ono swoją
długą historię, sięgającą czasów tworzenia się kręgów
socjaldemokracji.
Przyjacielem Marksa z okresu młodości był niejaki Mojżesz
Hess, jeden z czołowych socjalistów niemieckich, człowiek
powszechnie znany i szanowany, podający się otwarcie za
żydowskiego rasistę. Opublikowane w 1858 roku jego
rozważania o „czystej rasie żydowskiej” znakomicie przystają
do podobnych bredni na temat „czystej rasy aryjskiej”.
Jednakże walczący z niemieckim rasizmem niemieccy
socjaliści, gdy chodziło o rasizm żydowski, nabierali wody w
usta.
W 1944 roku, w czasie najgorętszych zmagań z Hitlerem,
brytyjska Partia Pracy opracowała plan wysiedlenia
Palestyńczyków z Palestyny, podobny do tego, który wcześniej
(około 1941 roku), tyle że w odniesieniu do żydów, stworzył
Hitler.
Plan ten przyjęty został pod naciskiem żydowskich członków
kierownictwa Partii Pracy, z których wielu z taką
„kumoterską” gorliwością popierało interesy izraelskie, że
blednie przy nich fanatyczne, równie „kumoterskie” poparcie,
jakiego niektórzy konserwatyści udzielali swego czasu
rasistowskiemu reżymowi Iana Smitha.
Tabu dotyczące stalinizmu było na brytyjskiej lewicy
silniejsze niż na prawicy, i pewnie dlatego nie protestowała
ona, gdy Partia Pracy poparła rząd Begina.
W Stanach Zjednoczonych sytuacja jest podobna, przy czym
amerykańscy liberałowie są znacznie groźniejsi.
Nie ma tu miejsca na omawianie wszystkich konsekwencji
politycznych takiego stanu rzeczy, co nie znaczy, że nie
należy o nich mówić; w naszych zmaganiach z rasizmem i
religijnym fanatyzmem żydowskim największym wrogiem są nie
tylko żydowscy rasiści (i ci, którzy go stosują), lecz
również ci nie-żydzi, których określa się w pewnych kręgach
– moim zdaniem zupełnie zresztą bezpodstawnie –
„postępowcami”.
Izrael Szahak – Żydowskie dzieje i religia